Czarter jachtów, hausbootów i motorówek na akwenach Zalewu Zegrzyńskiego, Wielkich Jezior Mazurskich, | |
zarezerwuj kurs lub czarter on line lub telefonicznie |
Odpowiedź
Wiślano-zatokowa odyseja Baltica
Przez 4 dni przepłynął na krze Wisłą ponad 200 kilometrów. Został uratowany na Zatoce Gdańskiej 15 Mm od brzegu!
Piesek w okolicach Grudziądza
W tą historię trudno uwierzyć. Podobny do wilczura piesek bawił się nad wodą najprawdopodobniej w okolicach Torunia. Być może zsunął się z brzegu, być może wskoczył na płynącą krę. Zaczął płynąć na lodowej tafli z prądem rzeki. Jego wiślano-morska odyseja trwała od piątku do poniedziałku. W jej trakcie pies przepłynął na krze ponad 200 kilometrów i został uratowany na wodach Zatoki Gdańskiej!
Próby pomocy pieskowi w Toruniu nie powiodły się, strażacy z tego miasta zawiadomili kolegów z Grudziądza. W okolicy Grudziądza piesek pojawił się w sobotę. Ratownicy nie podjęli próby dotarcia do rozbitka łodzią, tłumacząc się zbyt wielkim ryzykiem i obawą o życie. Lecz jednocześnie nie zrobili niczego. Nie spróbowali choćby „monitorowania” psa jadąc czy idąc wzdłuż brzegu i „przekazywania” kolejnym jednostkom wzdłuż rzeki, w oczekiwaniu na moment w którym będzie można podjąć akcję ratowniczą (prędkość poruszania się kry z pieskiem jak wyliczył jeden z internautów, wynosiła około 2,5 kilometra na godzinę) Nie spróbowali wezwać na pomoc helikoptera, mimo iż dokładnie w tym samym czasie wszystkie polskie dzienniki pokazywały ratowanie tonącego psa w USA właśnie w ten sposób. Swoją inicjatywę ograniczyli do podania suchego komunikatu jednostce straży w Kwidzyniu. Tamci ratownicy również nie uratowali pieska. I oczywiście nie przekazali nawet dalszym jednostkom jakiejkolwiek informacji na ten temat. Ba, w oficjalnym komunikacie padło stwierdzenie o „przekazaniu informacji do jednostki w Tczewie”. Tyle, że tczewscy ratownicy temu zaprzeczają. Ratownicy w Grudziądzu i w Kwidzynie doszli po prostu do wniosku, że „to tylko pies”. Wystarczy zresztą posłuchać materiałów wideo. W tym określeniu kryje się bezduszna postawa dużej części polskiego społeczeństwa, postawa obojętności na los zwierząt, zwykle poparta argumentami typu „nie czas żałować róż, gdy płoną lasy”, czyli „dzieci w szkole głodują, a ktoś tu się przejmuje jakimś biednym psem”. Ja osobiście uważam, że po stosunku do zwierząt, poznać można charakter drugiego człowieka. Na forach internetowych zawrzało, na głowy strażaków posypały się gromy.
Piesek sfotografowany z pokładu statku "Baltica" - widać jak kończy wdrapywać się na krę
Ostatnie chwile przed uratowaniem - foto ze statku "Baltica"
Koniec wielkiej epopei
Tymczasem biedny piesek płynął wciąż dalej, zmierzając w stronę Przekopu Wisły i otwartych wód Bałtyku. W nocy panowały dotkliwe mrozy. Już internauci i dziennikarze pogrzebali go twierdząc, iż nie miał szans na przeżycie, gdy nagle w poniedziałek! załoga statku „Baltica”, gdyńskiego IMGW wypatrzyła na krze dryfującej po Zatoce Gdańskiej małą fokę. Wnikliwa obserwacja wykazała, iż foka ma cztery łapy i ogon, po czym statek zmienił kurs. Było to 15 Mil morskich od lądu, około godziny 15 a pamiętajmy że ciemno robi się już godzinę później! Początkowe manewry i próba podjęcia pieska podbierakiem z siatką nie powiodły się. Nie zabrakło dramatycznych momentów, gdy piesek spadał z kry, rozpychanej manewrami statku. Raz nawet wpadł pod jego dziób, ale ratował się i wspinał z powrotem na krę. Poruszeni jego dzielnością marynarze postanowili za wszelką cenę uratować psiaka. Na wodę zwodowano ponton, a jeden z marynarzy, Andrzej Buczyński, głeboko wychylając się z pontonu, chwycił psiaka, co widać na filmie. Początkowo chwycił chyba za będące w zasięgu ucho. Psiak podobno ani pisnął i został uratowany. Otulony kocami i nakarmiony szybko odzyskał dobry humor. Badanie przez weterynarza nie wykazało żadnych ran ani chorób. Marynarze nadali mu imię Baltic, proponowano również "Dryfus".
Baltic w czasie swej wodnej epopei przepłynął ponad 200 kilometrów i myślę że w najbliższym czasie na wodę będzie spoglądał z daleka, co najmniej z dystansu wysokiej burty statku. Trzeba przyznać, że miał naprawdę wielkie psie szczęście.
Z marynarzem Andrzejem Buczyńskim, który go uratował wciągając do pontonu
Strażacy mu nie pomogli, ale on pomoże strażakom!
Cała historia ma „ciągi dalsze” i wiele wątków ironicznych. Otóż na przykład, okazało się, że Baltic, któremu nie pomogli grudziądzcy strażacy, może jednak... pomóc właśnie im! Mianowicie jeden z grudziądzkich radnych, Michał Czepek, stwierdził na sesji rady miasta:
- W minioną sobotę bardzo emocjonalnie wszyscy mieszkańcy śledzili sprawę psa, który - nieszczęsny - skoczył na krę na Wiśle - zaczął swoje wystąpienie w trakcie wolnych głosów radny Czepek. - Grudziądzcy strażacy, aby nie narażać życia swojego ani kolegów, nie mogli mu pomóc. W związku z tym mam prośbę. W naszym budżecie są środki, które przekazujemy PSP na zakup sprzętu, proponuję więc, aby uzbroić straż pożarną w środki, które pomogą prowadzić im akcje ratownicze na Wiśle w warunkach zimowych. Na miejscu tego psa mógł być przecież człowiek - zakończył radny.
Rzekomi właściciele
Po uratowaniu psa ujawniło się kilkunastu jego rzekomych właścicieli. Nie spieszyli się jednak zanadto do Gdyni, a pierwsza „właścicielka” przyjechała do pieska w piątek. Na jej widok Batlic „podał tyły” odwracając się do niej "plecami", nie mówiąc już o braku psiego powitania... Pies w międzyczasie przywiązał się do załogi i do marynarza, który go uratował. W końcu kapitan statku zdecydował: pies z nami zostaje, nie chcemy już więcej żadnych wizyt!
I to chyba jest najlepsze, co mogło go spotkać. Z pewnością nie będzie mu gorzej niż u poprzednich właścicieli, a sądzę, że o niebo lepiej. Życzę mu tylko z całego serca, aby nie skończył jak wierny pies z Daru Pomorza, który po wielu latach na pokładzie żaglowca, mając dziesiątki oddanych ludzkich przyjaciół, ostatecznie swój żywot skończył w gdańskim schronisku. Aż się nie chce wierzyć, że nie znalazł się nikt, kto zechciałby go przygarnąć, ale tak właśnie się stało.
[film został usunięty z portalu you tube]
Akcja ratunkowa w Stanach Zjednoczonych kilka dni temu. Pies wyciągany z wody przez helikopter.
Ratownicy bez wyobraźni i marynarze z wyobraźnią
A ratownicy w Grudziądzu i Kwidzynie przespali swoją szansę. Podejmując skuteczną akcję ratunkową mogli stać się najsłynniejszą jednostką w Polsce, znaną na całym świecie. Oczywiście, to lekka ironia, gdyż nie posądzam ich, by podejmowali się akcji ratowniczej z tak niskich pobudek. Nie uważam jednak za słusznych argumentów o zagrożeniu życia. A co byłoby, gdyby na tej krze płynął człowiek? Strażacy i wszelkie służby miały wyjątkową okazję do przeprowadzenia prawdziwego treningu w naturalnych warunkach. Z zaskoczenia, bez uprzedzenia. Sprawdzenia łączności, koordynacji, transportu adekwatnych do potrzeb środków ratunkowych w miejsce akcji. Wystarczyło tylko trochę pomyśleć i działać! Tego typu sytuacje wykorzystywane są z powodzeniem przez jednostki ratownicze na całym świecie, a jeśli akcja się nie powiedzie, cóż, zawsze można powiedzieć „to tylko piesek”. Pomijając kwestię podjęcia prawdziwej akcji w ramach niezapowiedzianych ćwiczeń, w całej tej sprawie ze strażakami przerażające jest nie to, że nie uratowali, bo nie mogli, nie dali rady, nie mieli sprzętu. To można jeszcze zrozumieć, choć to przygnębiające. Przerażające jest to, że psa widziano tu czy tam od paruset kilometrów i nie biegła za nim żadna informacja. Cała ta sytuacja powinna być przedmiotem wnikliwej analizy!
Na szczęście wyobraźni nie zabrakło kapitanowi i załodze statku „Baltica” która taki prawdziwy trening ratowniczy, zakończony sukcesem, ma od poniedziałku na swoim koncie. Razem z dodatkowym członkiem załogi. Załodze wyrazy uznania i wielkie brawa!
A oto wyliczenie „prędkości” pieska przez jednego z internautów
start: sobota godz. 11.00 Grudziądz
koniec: poniedzialek godz. 15:00, Zatoka Gdańska
t = 52h
s = (Grudziądz-ZatokaGdańska + 15mil od brzegu) = 110km + 28km = 138 km
v = s / t
v = 138km / 52h
v = 2,65 km/h
Piotr Salecki
- 1654 odsłony